piątek, 29 stycznia 2010

Legenda o czterech braciach...

Legenda o czterech braciach...
Dziś opowiem Wam legendę którą mój pradziad opowiedział dziadowi a dziad mojemu tacie co w końcu trafiło do mnie. Opowieść jak najbardziej autentyczna spisana na pergaminie. Pozdrawiam i zapraszam do krainy legendy.

Słuchojcie mnie było to tak.Z osiemset roków nazad pewnej zimy na wiosce przysli na świat po kolei Kuba Rus Leh i Czech. Czech to straszny sieprok był i już na wiesne przysła po niego śmiertka. Ale pozostała trójka chowała się piknie tak więc wyrośli na dorodne byki. Pewnego dnia Ojciec ich wchodzi do ich izby patrzy a synowie leżą na wyrach. Ojciec im powiedział słuchojcie jutro z rana pójdziecie na jarmak sprzedać krowe. Z samego rana wstali synowie wsunęli portki na dupe umyli gębe i poszli na jarmak. Na odchodne Ojciec im powiedział ino pamiętajcie co byście nie szli do lasu bo tam grasuje ogromne psisko. Tak jest Ojcze odpowiedzioł Kuba natomiast te dwa barany ino zmruczeli pod nosem E Idze dziadu na ich szczęście Ojciec tego nie słyszoł bo by im pewnie tyłki złoił. Doszli wreście synowie na jarmak a jak to na jarmaku zaraz znalazł się kupiec no i kupił od nich krowe. Kuba Lech i Rus zadowoleni umyśli sobie co by na kielich skoczyć do miejscowej karczmy. Wchodzą do środka a tam pustka ino stara baba za barem stoi. Kruca fuks powiedział jeden z braci ani nie ma komu wpierdol sprawić. Wzieli po litrze na twarz i siedli w kącie. Ino się spostrzegli cza im było do domu wracać. Kuba wstał i powiedział im, że przed drogą idzie kartofle odcedzić. A idź Kubo zgodnie odpowiedzieli bracia. I w tym czasie te barany się zgadali co skroją Kube z dutków. Przyszedł Kuba i razem wyszli z karczmy. Ale, że już późno było daleko nie uszli. Położyli się koło drogi. Kuba długo zasnąć nie mógł ale jak zasnoł to się obudził nad ranem jak go te dwa barany sznurem krępowały. Co robicie barany pedział do nich. Eno nic powiemy Ojcu żeś dutki ukradł i z Kaśką do ameryki uciukł. Scwane bestie pomyślał Kuba. Bracia go hip do potoka rzucili. Ale Kuba to dobry człowiek był i w sukurs przypłynęły pstrągi i pogryzły sznur. Kuba wylazł z Potoka i chciał biec za swoimi braćmi. Ale portki miał mokre i niechybnie obrobiły by mu krok. We wsi szedł by okrakiem a co miejscowe baby umyślały by że pewnie jakowyś gej idzie. Portki Kubie wyschły i ruszył bez las no bo to na skrót było. Idzie parzy a na łące leży Hanka związana sznurkiem. Hanka kto Cie związał spytał Kuba. Ano te barany Twoi bracia. A sama jesteś spytał Kuba a pewnie, że sama pedziała mu Hanka. A gdzie Twój stary? spytał się Kuba, a w domu siedzi i kwaśnice waży. No to pewnie sama jesteś dla pewności spytał Kuba. Krucy fiks zakleła Hanka a pewnie że sama. Nie patrząc na nic Kuba zsunął portki i legnoł na Hanke. Po dwóch godzinach było po krzyku wstał wsunął portki na dupe i poszedł bez las. Na odchode krzyknęła do niego Hanka powiem staremu to Ci wpierdol sprawi E Idze odpowiedzioł jej Kuba. Po chwili Kuba był przy chacie. Wchodzi do środka a tam ojciec stoi. Ojcze te dwa barany skradły…. Wiem wiem odpowiedział ojciec. Jak to zdziwił się Kuba. Na to Ojciec godo te dwa barany poszły bez las i schwytało ich wielkie psisko. Posłało po mnie abym usłyszał co pletą. A oni powiedzieli żeś z Kaśką do ameryki uciukł. No i jak żeś Ojcze się zwiedział że to kłamstwo? Spytał Kuba Prosto przecież Kaśka ma małe cycki i tobie nie pasuje taka baba. Krucy fiks zaklął Kuba z podziwem dla ojca. A co się stało z tymi baranami spytał Kuba? No psisko zamieniło ich w kamień. Może cza im pomóc jakoś powiedział Kuba do Ojca. Hej pudzies na Żółtą górę i przyniesiesz żółtej wody. Ino idź piechotą bo grosza szkoda. Jak mu ojciec kazał tak Kuba zrobił ino kawalonek busem podjechał bo szkoda nóg było. Po 4 kwadransach zachodzi do wielkiej gospody. Patrzy spode łba a w środku pustki ino dwóch cherlawych wsioków. Krucy fiks nawet nie ma komu wpierdol sprawić, burknął Kuba Pojadł ryb popił kawy i dalej poszedł na góre. W połowie zsuwał się okropnie umyślał se, że wdzieje szpilki na nogi co mu ojciec do chlebaka dał. Po 5 kwadransach zziajany okropnie stanoł na górze. Nabrał żółtej mazi odsapnął i po swoich śladach wrócił do chałupy do swoich braci. Skropił tych dwóch baranów. Bracia odżyli i przysięgli się że więcej takich numerów nie odstawią. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Hejjj
Pod Żółtą górą...

Zaopatrzony w szpikulce


Pierszy odpoczynek co by oddech złapać


Na wierchu

Las w którym odegrały się dantejskie sceny

2 komentarze:

  1. Fajna ta legenda,podoba mi się.Masz poczucie humoru a to lubię u ludzi i zdjęcia też ciekawe.
    Pozaglądam sobie czasem.Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń